Witam chciałem się podzielić przemyśleniami z wyjazdu TET na Bałkany.
Plany były takie:
- Wyjazd w kilka osób,
- 3 tygodnie
- zrobienie ok 6 tyś km TETem (Chorwacja, Bośnia, Czarnogóra, Albania, Grecja, Bułgaria, Rumunia)
- spanie głównie pod namiotami, raz na kilka dni jakiś hotel/agroturystyka,
- dojazd i powrót na kołach
Na początku były problemy z znalezieniem chętnych na taki wyjazd. Były pytania na grupie TET Polska czy ogólnej. Udało się ustalić ekipę łączoną dwóch Polaków, jeden Słowak. Słowak odpadł z 2 tygodnie przed wyjazdem, pojechaliśmy we dwóch. Na trasie spotkałem jakiegoś TETowicza mówił, że są grupy do aranżowania wyjazdów na TET, ale takowej nie znalazłem
Jeśli chodzi o pakowanie korzystałem z tego co Mirek napisał tutaj:
Nie do końca mi to wyszło, bo jak wróciłem i zważyłem sobie bagaż to każda z sakw ważyła 9.5 kg, centralny bagaż ok 5 i narzędziowa z elementami naprawczymi ok 5 kg. Czyli bagaż pod 30 kg (wliczam w to 1.5 litra wody co zawsze miałem ze sobą).
Praktycznie wyjazd uważam za udany chociaż wyszedł znacząco inaczej niż planowałem, no pewnie dlatego że brak jakiś doświadczeń na wyjazdy offowe, na tyle czasu. No ale po kolei.
Moto przed wyjazdem wyglądało tak:
Nie chcę tutaj opisywać co i jak i gdzie widziałem, ale to co wywnioskowałem robiąc taką trasę. Może coś od siebie dorzucicie, bo rzeczywistość okazała się inna niż planowaliśmy.
Apropo przygotowań, to moto było po przeglądzie i ogólnym zadbaniu opony Motoz Deasert na kamienie. Ja przed wyjechaniem trochę szkoliłem formę, zrobiłem z 2k km offem tutaj u siebie (wystartowałem tak z 1.5 mca przed wyjazdem), aby być kondycyjnie i technicznie przygotowanym.
Plan wyjazdu skorygował się na tydzień przed, bo kolega chciał wjechać na góry w BiH i liczył na to, że jak zaczniemy od prawej strony to tam śnieg zdąży się stopić, a zależało mu głównie na Albanii więc, odwróciliśmy kierunek i odpuściliśmy Rumunię (co w ostatecznym rozrachunku były słabym pomysłem).
Wyjazd był w niedziele, pierwszy nocleg, gdzie na Rumuni pod namiotami drugi, na wlocie do TETa Bułgarskiego. Było trochę zimno jak startowaliśmy (kilkanaście stopni) więc trzeba było się ciepło ubrać. Ja miałem koszulkę termo aktywną z długim, zbroję, polar, kurtkę, spodnie i spodnie przeciwdeszczowe). Było wystarczająco. We wtorek startowaliśmy TET Bułgarski.
Już po parunastu kilometrach jak zjechaliśmy z asfaltu okazało się, że gpx nie koniczynie pokrywa się z rzeczywistością. Niektóre ścieżki to praktycznie ich nie było lub prowadziły przez las, gdzie naprawdę trzeba było dopatrywać się ścieżki. TET Polski uważam jest bardzo dokładnie poprowadzony co ułatwi jazdę, porównując TET Polski jest także łatwy.
Jednak nie to się okazało głównym problemem. Kolega jechał na Tenere takiej starszej. Okazało się już po kilkunastu kilometrach w terenie innym niż szuter (las, koleiny, podjazdy) ze chyba źle ocenił trudność, w pierwszy dzień udało się przejechać 80 km. Było sporo podnoszenia Tenerki i walki z jej wagą. Rezultat był taki, że zaczął martwić się czy w ogóle da radę. Końcówkę dnia pojechał samodzielnie na kemping ja pojechałem dalej TETem aby wjechać na pierwsze górki (takie po 1000 m). Tutaj rzeczywistość umiejętności technicznych mnie szybko też dosięgnęła, bo okazało się, że bardzo kamieniste podjazdy, których nie przećwiczyłem u siebie to mnie także pokonują. Wjechałem na te górki, ale z problemami a to że byłem sam i czasem bez zasięgu nie generowało komfortu.
Jednak wjechanie wygenerowało banan i pierwsze widoki jak poniżej
Na kempingu przedyskutowaliśmy co i jak na następny dzień, w planach było przejechanie przez mnie kawałka TETa samodzielnie, spotkanie się po drugiej strony góry, potem już wspólna trasa, i wjazd na połoniny 1800 m. Mieliśmy wjeżdżać z ok 500 m na tą wysokość.
Mnie się na tą górę nie udało podjechać, wycofałem się i objechałem górę. Teraz jak myślę, że gdybyśmy zaczęli robić tą pętlę tak jak wszyscy nam mówili od Chorwacji to spokojnie bym podjechał.
Potem były jeszcze dwie górki, które odpuściliśmy. Okazało się, że Bułgaria jest wyznaczona na naprawdę lekkie motocykle. Coraz bardziej zaczynałem rozumieć czemu ludzie mówią ze odpowiedni motocykl na TET do okolice 400. Wiem, że zdjęcie poniżej nie oddaje rzeczywistości, ale tutaj to miałbym problem z zjechaniem/wjechaniem na rowerze, aby się na zakrętach tej ścieżki powyrabiać.
Ten odcinek „specjalny” odpuszczony i wyjazd na połoniny.
W trakcie jazdy okazało się, że ten podjazd także musieliśmy odpuścić, wjechaliśmy asfaltem, na 1400 a dalej miał być już jedynie ok 400 metrów na ok 5 km to nie wydawało się trudne. Jednak okazał się trudny, kolega się wycofał, ja wjechałem na te połoniny. Nie powiem nie było jakoś super łatwo, było bardzo kamieniście, ale realnie.
Potem jazda ok 15 km szczytami i zjazd. Na prawdę super, jak już się wjechało na tą górkę, to dalej było już akceptowanie. Zjazd też nie był stromy, ale też było co robić, bo z 1800 na jakieś 400 m to już jest trochę. Spotkaliśmy się po drugiej stronie góry i dowiedziałem się ze Kolega nie daje rady i on rezygnuje. Jedzie asfaltami do Albanii przez Grecję, odpuszcza TETa i będzie sobie jeździł prostymi szuterkami. Niestety po 4 dniach 3 tygodniowego wyjazdu zostałem sam. No nie powiem wkurzyłem się, bo nie taka była umowa.
Miałem do wyboru,
• odpuścić,
• pojeździć asfaltami, ew. gdzieś w fajne drogi poskręcać
• jechać dalej sam
wybrałem opcję jadę dalej sam, rozsądnie wybieram trasy, Bułgarię dalej odpuszczam, bo na trasie nie udało się żadnego TETowicza spotkać a nawet jakichkolwiek śladów motocykli.
• nie wjeżdżam tam, gdzie jest za trudno, najczęściej duże przewyższenia na krótkim odcinku
• odpuszczam ścieżki, tylko takie drogi co samochody 4x4 przejadą,
• informuję rodzinę smsem z lokalizacjami gps co 2 h, gdzie jestem w razie czego
• jestem bardzo ostrożny
Rano jadę w kierunku Grecji asfaltami tam, gdzie łączy (Komotini), tam wjeżdżam na TET Grecki i już nim jadę. Coraz lepiej mi te podjazdy zaczynają wychodzić, jadę drogami, które są już nie tak trudne jak w Bułgarii
Jest gorąco z 34 stopnie, naprawdę się gotuję.
Potem już trasa przebiega w miarę normalnie, zgodnie z ustaleniami omijam trudniejsze fragmenty jakoś asfaltem, jak coś nie przejezdne to wycofuję się. Poniżej macie fragmenty które ominąłem a wyglądały tak:
Okazało się, że warto przejrzeć sobie trasę i tam, gdzie Osmand mówi, że coś jest ścieżką to z założenia pozaznaczałem sobie punkty objazdu, aby się za bardzo nie cofać.
Też pierwsza awaria, prosta sprawa jadąc przez las gałąź chwyciła mi za odpowietrzacz na kurku do paliwa i go wyrwała. Rezultat, jak leżę to paliwo wycieka, zatkałem jakimś patykiem.
Dojeżdżam do Kavali, tam kemping, rano szukanie odpowietrzacza i dalsza droga tym razem brzegiem mórz
Za Salonikami omijam trudniejsze fragmenty. Tutaj gdzieś na podjeździe moto mi gaśnie, podjazd stromy zsuwam się na wzniesieniu ląduje w wyrwie po strumieniu, moto leży tak kołami do góry, że aby podnieść trzeba bagaż odpiąć. Po pół godzinie walki z ogarnięciem tematu przy 35 stopniach, odpuszczam ten wjazd jadę dalej asfaltem. Zbyt niebezpiecznie.
Dojeżdżam do Albanii, po drodze łapie mnie burza, całe szczęście, że na asfalcie, nocleg na granicy, przepierka. Następnego dnia jadę w kierunku granicy. Spotykam 2 TETowiczów niestety w odwrotnym kierunku, którzy przyjechali tutaj zrobić jedną sekcję. Tutaj dopiero zaczynają się widoczki.
Albania okazuje się łatwiejsza niż Grecja. Co nie znaczy, że jest prosta.
Tak jak sobie myślałem czemu tak jest. Chyba dlatego że w krajach bardziej cywilizowanych drogi dojazdowe pomiędzy miejscowościami są już asfaltowe. Zostały tylko te drogi dojazdowe do pól czy gdzieś w górach co czasem używają lokalsi. Czyli w takie Grecji część już po asfaltowali i zostały trudniejsze, w Albanii po prostu część dróg szutrowo górskich służy do komunikacji ludności więc co prawda czy gruntowe, czy kamieniste, ale przeważnie są to drogi, którym przejedzie się autem z napędem 4x4. Albania zachwyciła mnie swoimi widokami
Gdzieś na drodze mijam knajpę przy drodze gruntowej traktowanej jako odpowiednik naszej powiatowej, nabywam obiad. Tutaj też spotykam pierwsze większe dwie grupy motocyklistów
Pierwsza 9 osób, które jechały na Afrykach, Gsach, ale nie TETem a dobierali drogi do motocykli, oraz grupę z 6 motocykli enduro taki organizowany wyjazd do Albanii. Więcej już nie spotkałem żadnego TETowicza.
Następnego dnia mam mieć przejazd kawałkiem przez to koryt rzeki. Ale jak widzę, jak to wygląda to odpuszczam i jadę drogą przez górę tak z 30 km, aby się przebić do asfaltu.
Te 30 km okazuje się dość trudne, bo muszę się wbić z 400 m na 1500 a potem zjechać do 500. No jechałem to pod 4 h, droga była naprawdę słabej jakości, kamienista, z takim podjazdami, że jak się człowiek zatrzyma to zjeżdża. Także walka czasem polegała na tym, aby podjechać bez zatrzymywania. Za to coraz lepiej idzie mi operowanie gazem na podjazdach czy utrzymywanie równowagi. Tak jak sobie zacząłem przypominać Bułgarię to przestawała być już takim kosmosem dla mnie.
Dojeżdżam do Czanogóry, po drodze problem, bo moto gaśnie, lampka oleju się świeci. Dolewka i jest ok. Okazało się, że po ok 3k km moto wzięło 500 ml oleju, kilka dni temu sprawdzałem, ale te podjazdy w Grecji nieźle wygenerowały pobieranie oleju. Praktycznie zużywam na dolewkę prawie cały zapas, także następnego dnia szukam w Podgoricy serwisu KTM, kupuje 1 literek oleju.
Następnego dnia wyjazd w góry, dojeżdżam Do Korita, przepiękna miejscowość, dojazd trochę asfaltem, trochę offem.
Dalej wjeżdżam na ichniejsze połoniny, mijam nie stopiony śnieg, doga staje się dość kamienista.
No i koniec drogi, zasypana śniegiem
Wycofuję się. Okazało się ze coś się dziele z moto. Deska rozdzielcza nic nie wyświetla, nie mam kierunków, cała elektronika, ABSy, mapy paliwa przestały działać, natomiast moto jedzie, mam świtała mijania.
wracam trochę z duszą na ramieniu, aby moto się nie rozkraczyło, bo to środek niczego i wysokość 1750 m. Zjazd offem bez elektroniki nie był nawet bardzo trudno, ale asfalt już tak, 2 x zakręt lekko przestrzeliłem, trzeba ostrożnie.
Tak zjeżdżam i myślę czy to koniec wyjazdu, KTM ma opcję, że ściągają moto do serwisu jak się u nich serwisuje. Czyli jak się rozkraczy laweta zabiera moto do najbliższego autoryzowanego, jak nie naprawią w jeden dzień, to wysyłają do serwisu blisko miejsca zamieszkania a mnie pakują albo do pociągu, albo do samolotu. Wracam do Podgorlicy, bo tam był serwis KTMa, po dojechaniu dowiaduję się, że już nie obsługują KTMa, jednak szyld jeszcze mają. Sprawdzamy bezpieczniki, wszystkie ok. Po kontaktach wstępnych z zastanawianiem się co dalej, okazuje, że KTM samodzielnie się naprawaiw wszystko zaczyna działać, wskaźniki, mapa, kierunki itp. Tak jak sobie potem myślałem to zawiesił się komputer i przestał po prostu reagować, wyłącznie bezpieczników jakoś go zresetowało. No ale wysokość 1750 m i takie przejścia to kurcze chyba nie tak.
Nic to kontynuuje jadą jeszcze trochę TETem w czarnogórze, ale po doświadczeniach technicznych, odpuszczam Bośnię, jakoś do tej pory nie miałem szczęścia do tego kraju, zawsze jak jechałem przez niego to policja mi mandat wlepiała lub brała do łapy. Dziki kraj. Wiem, że górki w Bośni są ładne, zmęczony doznaniami, dochodzę do wniosku, że przydało by się coś łatwiej.
Jadę do Chorwacji, następnego dnia zaczynam TET. Rzeczywiście TET jest łatwy, dużo szuterków, brak jakiś niesamowitych trudności, podjazdów.
Drogi są już naprawdę podobne jak w Polsce. Ok 12 podejmuję decyzję, że starczy tego TETa, napieram do domu. Kończę wyjazd po 2 a nie 3 tygodniach. Trochę zmęczenie, ale też okazało się, że cel wyjazdu wyszedł trochę inny. Wyjazd okazał się pierwszym pomacaniem tematu, jak to jest samemu, namioty, zmagania się, czy dobrze się przygotowałem itd. Itp.
Pierwotnie plan był taki, żeby przespać się nad Ballatonem i następnego dnia dalej, ale jadę dalej, właściwie to trasę robię na raz, 1200 km, tak w celach testowych jak wygodnie jest na takiej maszynie, czy bardzo męczące itp. Dojeżdżam późną nocą do domu.
Przemyślenia
Przygotowanie techniczne, ta trasa to głownie góry, miałem mylne wyobrażenie, że TET ma taki sam poziom trudności w różnych krajach. No nie ma, u nas jest łatwy. Aby zrobić taką trasę trzeba koniecznie dobrze opanować wjazdy i zjazdy po drogach leśnych i kamienistych. W tym celu jak będziemy mieć trasy gdzieś na Podhalu, to warto na kilka dni tam się wybrać, aby poćwiczyć technikę.
wywaliłem się z kilkanaście razy z czego chyba z 90% to były gleby parkingowo/brakło nogi. Trzeba poćwiczyć równowagę na motocyklu. Były 4 gleby inne dwa na podjazdach, jedna na piachu, jedna na dużych kamieniach.
Pakowanie no chyba standardowo za dużo nabrałem rzeczy, te 30 kg, to chyba za dużo, na następny raz mam cel taki aby zmieścić się w 15 kg, wiem już czego nie używałem, trzeba mi poprawić umiejętności techniczne naprawy motocykla, nie brać dętek a jedynie łatki, pompkę, trochę mniej kluczy, za dużo wziąłem jakiś szamponów, ciuchów, takich ogólnych szpei.
też muszę coś zrobić z lewym tylą osłoną na rurę bo mi się przytopiła od nacisku sakf, albo rurę opatulę taśmą termiczną, albo zmiennie wydech z seryjnego na mniej grzejący się
Paliwo: no wyszło, że te zbiorniki to za duże są. Tutaj trzeba dwie rzeczy poprawić, albo mieć mniejsze (to tak dla tych co by jakieś kupowali) ale też trzeba centralny bagaż mieć max mały, aby łatwo dostawać się do wlewu paliwa. Obecnie działał mi taki system, tankowałem tylko przednie zbiorniki na full, czyli 15-18 litrów, paliwo się przelewało i tak do tylnego, przez co nie musiałem odpinać bagażu. Gdyby bagaż centralny nie był z dodatkami to można by mieć takie 10 l max i było by super, bo 10 litrów zapasu plus centralny to daje 20 litrów co już jest naprawdę wystarczające.
Straty i uszkodzenia: złamana kulka w dźwigni hamulca, przytopione plastiki, odklejone zabezpieczenie od uchwytu do nawigacji
Jazda samemu : to da się zrobić, zadbałbym o to, aby dokładniej przestudiować trasę i ew. zaznaczyć sobie trudniejsze fragmenty w formie punktów, aby wiedzieć co trzeba ew. objechać
Koniecznie zrobić kilka testowych tras po naszych górach. Koniecznie trzeba zweryfikować przed wyjazdem swoje i innych jadących umiejętności, aby nie było tak jak u mnie. Ale trzeba być przygotowanym, że jakby coś to jedzie się trasę samemu.
Płacenie: wszędzie płaciłem kartą Revolt (gdzie się dało), wydaje mi się, że ok,
GPS: można pomyśleć o jakiejś karcie sim na kilka krajów oraz o ew. jakimś nadajniku, który co pewien czas wysyła pozycję gps do rodziny.
Wydatki: ok 200 euro w gotówce, ok 4500 z karty
Czy jestem zadowolony? Tak, zdecydowanie, co prawda plan się posypał, ale zobaczyłem co wiem i potrafię a co nie, mam doświadczenie, następny wyjazd będzie lepiej przygotowany, a jakby nie było takie 2 tygodnie tylko myślenia czy tam podjadę, gdzie będę nocował, co będę jadł naprawdę odmóżdża od naszych problemów zawodowo cywilizacyjnych. Poza tym te widoki ….